środa, 23 lipca 2014

W krainie czarów – Sylwia Chutnik


Tytuł: W krainie czarów
Autor: Sylwia Chutnik
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2560-2
Ilość stron: 264
Cena: 34,90 zł


Jestem jak Alicja z deficytem czarów, która rośnie lub kurczy się nerwowo, jeśli coś dzieje się w jej życiu nie tak. Tchórzliwa dziewczynka w za małych butach i za dużej sukience[i].
                  
Przekorny tytuł nadany przez Sylwię Chutnik jej najnowszej książce, zaczerpnięty z jednego z zawartych w niej opowiadań, odsyła nas do myślenia o przestrzeniach magicznych, zdolnych do dostarczania wszystkiego, czego zapragniemy, mającego moc zmieniania rzeczywistości w tę wyśnioną wersję. Tymczasem, autorka zabiera nas w nieciekawe przestrzenie Warszawy, Śląska i Zagłębia, wchodząc tam, gdzie w czary już dawno przestano wierzyć. Kroczymy śladami rodzin, toczonych tragediami śmierci bliskiej osoby, przy której blakną wszystkie słowa, niezdolne do opisania, zdawać by się mogło, nierzeczywistej sytuacji; śladami kobiet sfrustrowanych, styranych, nienawidzących swojej codzienności; prostytutki, która już dawno przestała wierzyć, że uda jej się znaleźć inną pracę, w której (sic!) dobrze by się czuła; przyjaciółek „bawiących się” w relacje lesbijskie; niedoszłego księdza, który poszukując bliskości Boga, usuwa ze swojej ścieżki ludzi, którzy przeszkadzają mu w jej osiągnięciu; kobiety w różnym wieku, skrywające się przed bombardowaniami w piwnicy i innych, mniej lub bardziej doświadczonych przez los, kosztujących życia w jego najbardziej gorzkich smakach, bez lukrowej posypki i mdlącej słodkości.  Postaci, na które nie spojrzelibyśmy na co dzień lub zrobilibyśmy to z odrazą lub niechęcią, tutaj stają się barwne i przyciągające wzrok. Nabierają kolorów, wyrazistości i sensu.

Chutnik cechuje wyjątkowy zmysł obserwatorski i celność nazywania, nierzadko gorzka ironia w relacjonowaniu i budowaniu opisów, mających nieść zrozumienie i poznanie „obdrapanych światów”, od zarania ukierunkowanych na porażkę i wykluczenie z przyczyn wszelakich, od choroby poczynając, na starości kończąc. Nie ma tutaj bohaterów pogodnych, cieszących się pełnią życia czy jednoznacznie dobrych – są ich zniekształcone odbicia, które wielokrotnie chcąc czynić dobro, czynią zło. Wiele w zbiorku tym melancholii, smutku, zgorzknienia, niechęci, smutku i… współczesności.

Najlepsze i najbardziej klimatyczne opowiadania z całego zbiorku to dwa ostatnie: Muranooo oraz Piwnica, oba podejmujące temat wojny, w tym likwidacji getta warszawskiego . Pierwsze z nich, niekonwencjonalne w rysowaniu śladów wojny, zostało docenione i przeniesione na deski Teatru Dramatycznego w Warszawie przez Lilach Dekel-Avneri, drugie natomiast dzięki swojej sile oddziaływania i formie (zapis scenariuszowy, z podziałem na role, didaskaliami itd.) z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie mogło liczyć na to samo w niedalekiej przyszłości.  
Polecam Waszej uwadze ten zbiór opowiadań – warto się nad nim pochylić, warto stanąć w obliczu braku zrozumienia.


[i] Sylwia Chutnik, W krainie czarów, Kraków 2014, s. 9.

wtorek, 22 lipca 2014

Amerykańscy bogowie - Neil Gaiman




Amerykańscy bogowie to według wielu najlepsza powieść w dorobku Neila Gaimana. Nie bez odpowiedzi pozostają także światowe – tytuł książki roku zyskała ona między innymi dzięki czytelnikom Locusa.

Czym jednak są Amerykańscy bogowie? Oto Cień, który minione trzy lata spędził w więzieniu za napad z  pobiciem, którego się dopuścił, ma właśnie po odsiedzeniu połowy wyroku wyjść na wolność. Ma to być dla niego szansą od losu na odbudowanie swojego życia – nadwątlonych relacji z żoną, a także okazją do podjęcia uczciwej pracy zarobkowej. Gdy jednak utęskniony termin się zbliża, bohater zaczyna się coraz bardziej niepokoić, jakby przeczuwając, że stanie się coś złego. I faktycznie – dwa dni przed jego wyjściem, w wypadku samochodowym ginie jego żona oraz prowadzący samochód jego przyjaciel. Okoliczności zajścia są co najmniej niejednoznaczne i tajemnicze – Cień podejrzewa partnerkę o zdradę, samemu zatracając się w smutku i marazmie.

Jakby w jego życiu mało było przewrotów, po powrocie do domu zastaje w nim pana Wednesdeya – mężczyznę twierdzącego, że jest uchodźcą wojennym oraz…byłym bogiem i królem Ameryki. Proponuje on mu zatrudnienie, którego zasady brzmią nieco enigmatycznie, jednak są niewątpliwą szansą na zmianę.

Cień decyduje się wyruszyć wraz z nim w podróż wiodącą szlakiem morderstw dokonywanych każdej zimy w amerykańskim miasteczku. Ich wędrówka okaże się fascynującą przygodą, w której co rusz pojawiać będą się bogowie, bóstwa i duchy wszelkich mitologii: na słowiańskiej poczynając, a na egipskiej kończąc.

Bogowie Gaimana istnieją dzięki wierzącym w nich ludziom. Do Ameryki przybyli w ich sercach, jednak szybko okazało się, że współczesna Ameryka niewiele ma wspólnego z  ich wyobrażeniami. Wiara przestaje mieć znaczenie, bo obiektami kultu stało się coś innego: przede wszystkim mamona. Istnienie amerykańskich bogów jest zagrożone – gdy ludzie zapomną o nich całkowicie – bóstwa zginą.  By zapobiec zagładzie starych bogów, trzeba jak najprędzej doprowadzić do wojny między nimi, a ich następcami…


Świetna lektura, z której zadowolony będzie każdy – nie tylko miłośnik fantasy, ale także uważny uczestnik współczesności, któremu leży na sercu przyszłość ludzkości. Refleksji bowiem wcale tutaj nie zabraknie. 

Polecam.




niedziela, 20 lipca 2014

Nie tylko o łajdakach – Magdalena Kulus


Tytuł: Nie tylko o łajdakach
Autor: Magdalena Kulus
Wydawnictwo: SOL
ISBN: 9788362405312
Ilość stron: 304
Cena: 29 zł

Magdalena Kulus zachwyciła mnie kilka lat temu rewelacyjnym Blondynem i Blondyną i choć jej najnowsza książka nie jest już dziennikiem, lecz powieścią – wzruszeniom, tym razem wywołanych literacką fikcją, a nie doświadczeniami wyrwanymi z życia, nie było końca.
Przyznaję – nie zapowiadało się. Powolna lektura wróżyła odprężającą lekturę o wakacjach od starego życia, jak ją wówczas odczytywałam, a przemieniła się w dzban słów oczyszczających z codziennych emocji, ze złością i smutkiem na czele.
Bohaterką opowieści jest Nastka – dziewczyna, która dotąd nie odcięła pępowiny, nie radzi sobie z dokończeniem pracy magisterskiej, a na dodatek uwikłała się w beznadziejny romans, w który tylko ona zaangażowała się uczuciowo, wciąż będąc wykorzystywaną przez Olka – malarza, traktującego ją jak zabawkę wielokrotnego użytku.
Postanawia ona uwolnić się z pęt niezadowalającej jej codzienności i przenosi się na wieś za Częstochową do rodzinnego domu, z powodu jego wątpliwej urody, nazwanego Maszkarką. W oddaleniu od tego co znane, postanawia zastanowić się nad swoim życiem i przyszłością, a także przepracować smutki oraz udowodnić sobie i innym, że doskonale potrafi sama o siebie zadbać. Wyzwala się z ograniczeń narzucanych jej dotąd przez rodzinę, przyjaciół, uczelnię, a także samą siebie.
Pobyt na wsi od początku nie jest jednak takim, jakim go sobie wyobrażała – krótko po przyjeździe odwiedza ją Olek z jasno sprecyzowanymi zamiarami; rodzice nasyłają na nią całą rodzinną armię, mającą jej doglądać; nieżyczliwy sąsiad daje o sobie znać; plotkarscy mieszkańcy rozsiewają szereg plotek, z których jedna inwencją przewyższa drugą. Na szczęście w całym tym kołowrotku wydarzeń, Nastka poznaje ludzi życzliwych – księdza Grzegorza, angażującego ją w przygotowanie dzieci do Komunii; chorego Tomka i jego rodzinę, która choć niewolna od trudnych doświadczeń, nie poddaje się zwątpieniu, zawsze mając czas dla siebie nawzajem i wreszcie – Juliana, starszego od niej o dwadzieścia dwa lata skrzypka, który choć utracił żonę oraz dziecko dziś spełnia się w zespole.

Nie tylko o łajdakach, to historia o poszukiwaniu samego siebie, wewnętrznym dojrzewaniu, pogoni za miłością i szczęściem, odcięciu pępowiny i wchodzeniu w dorosłość powolnym rytmem wsi, nie zaś pędem miejskim, przy której raz po raz będzie się uśmiechać pod nosem i ronić łzę – kalejdoskop uczuć jest w nią bowiem wpisany.

Jeśli wciąż się wahacie niech zachęci Was stwierdzenie, że to najlepszej jakości polska powieść obyczajowa, dzięki której występujące w niej w obfitości słońce, czułość, troska o drugiego i miłość do zwierząt oraz ludzi emitowane są za pomocą  nieznanego mi rodzaju transmisji wprost do głowy i serca czytelnika. Ciepła, ujmująca i podnosząca na duchu opowieść, ucząca pokory, cierpliwości, podkreślająca siłę przyjaźni, miłości, a przy okazji pokazująca jak łatwo w życiu zgorzknieć i co robić, by do tego nie dopuścić – na przekór niepowodzeniom i przytłaczającego nas ogromu cierpienia, którego na co dzień doświadczamy w postaci chorób, śmierci lub utraty bliskich osób, nałogów w rodzinie, rozpadów związków i in. Kulus za sprawą swojej książki na powrót wlewa w serca czytelników nadzieję i pragnienie, by niestrudzenie podążać swoją drogą do szczęścia, na której z pewnością spotkamy wielu życzliwych ludzi, jeśli tylko zechcemy się na nich otworzyć.
Autorka ta jak żadna inna polska pisarka, potrafi mnie tak dobitnie przekonać, że życie po prostu jest piękne – z wszystkimi jego ograniczeniami i trudami. Przy tym wszystkim jest tak prostolinijna, nie ucieka się sztucznie do wyszukanych fraz, przytacza fragmenty poezji idealnie odzwierciedlające nastroje w książce, że  aż nie sposób jej nie uwierzyć. Polecam - na osłodę!

Relacja ze spotkania autorskiego tutaj.
Recenzja poprzedniej książki Magdaleny Kulus po kliknięciu:
http://shczooreczek.blogspot.com/2011/08/blondyn-i-blondyna-magdalena-kulus.html?q=blondyn+i+blondyna

sobota, 19 lipca 2014

Dzieci wolności - Paullina Simons


Tytuł: Dzieci wolności
Autor: Paullina Simons
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379433186
Ilość stron: 352

Paullina Simons zasłynęła w Polsce jako autorka bestsellerowej i poruszającej trylogii, opiewającej losy Tatiany i Aleksandra, rozpoczętej tomem Jeździec miedziany. Historia ta podbiła serca zarówno kobiet, jak i mężczyzn zafascynowanych życiem tej dwójki i od lat zaskarbia sobie sympatię kolejnych pokoleń czytelników.
Dziś, w ręce polskich odbiorców oddany został zapis historii, mającej miejsce wcześniej – Dzieci wolności to pierwsza część powieści traktującej o losach rodziców Aleksandra – Giny i Harry’ego, dwu młodych ludzi, pochodzących z całkowicie odrębnych i zdawać by się mogło, nieprzystających do siebie światów.  Pierwszy raz spotykają się oni, gdy młodziutka wówczas dziewczyna przybywa wraz z rodziną z Sycylii do Bostonu, by w nim szukać szans na lepsze życie. Imperialistyczne Stany Zjednoczone wydają się dla jej najbliższych doskonałym miejscem na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Gina poznaje Harry’ego Barringtona, który także szuka dla siebie miejsca – jako syn jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych mieszkańców miasta, boryka się z decyzjami dotyczącymi przyszłości: powoli pisze rozprawę doktorską i w nieskończoność odwleka decyzję o oświadczynach przeznaczonej mu przez środowisko dziewczyny. Gdy na jego drodze staje młodziutka imigrantka, nic nie zapowiada jeszcze całkowitej zmiany priorytetów, która stanie się jego udziałem za parę lat.
Ona jednak, od pierwszej chwili wiedziała, że każde zajęcie, którego podejmie się w Bostonie, podyktowane będzie chęcią zaimponowania Harry’emu, dla którego jej serce zaczęło mocniej bić, gdy tylko spojrzała mu w oczy.
Ich drogi rozchodzą się, na krótko po tym, gdy ogłoszone zostały zaręczyny Harry’ego i Alice. Młodzi spotykają się ponownie dopiero po pięciu latach, kiedy już każde z nich poczyniło inne kroki ku przyszłości. Harry’ego olśniewa dorosła już Gina, w niej zaś odżywają skrywane na dnie serca uczucia do wpływowego Amerykanina. Bohaterowie nie potrafią już dłużej powstrzymywać swojego uczucia i na przekór konwenansom, pochodzeniu i zbliżającego się ślubu Harry’ego wplątują się w romans, który całkowicie odmieni losy trzech rodzin, niszcząc to, co przez lata było budowane, w zamian za to co utracone, robiąc miejsce dla nowej przyszłości, w której nie ma nic prócz miłości.

Simons „od pierwszego czytania” zachwyca mnie swoim sposobem narracji i budowania atmosfery powieści. Tkane przez nią historie mają niepowtarzalny klimat, który sprawia, że już zawsze będziemy odczuwali pragnienie wracania do jej książek. Dzieci wolności tętnią życiem, czułością, namiętnością i miłością stawianą na szali z poczuciem przyzwoitości, dumą i rodzinnymi interesami. Słowa autorki działają na wyobraźnię, przenoszą w inne czasy, w rzeczywistość, w której kobiety nie miały jeszcze praw, a ich jedyna szansa  wypowiadania się publicznie respektowana była podczas specjalnych zebrań, na które to z lubością uczęszczała Gina, starając się wyrobić sobie poglądy polityczne.
Simons posiadła nieprzeciętną biegłość w posługiwaniu się słowem i talent to tworzenia absorbujących historii, nawet gdy nie są one monumentalnymi dziełami. Jej powieści nie są efekciarskie, a mimo to oddychają, pozwalają zlać się z bohaterami.
Jeśli urzekł Was Jeździec miedziany, koniecznie zajrzyjcie Dzieciom wolności pod okładkę.
Jeśli jednak wciąż nie znacie losów Tatiany i Aleksandra, równie dobrym pomysłem będzie najpierw poznać historię rodziców bohatera, choć póki co nie jest ona tak dobrze rozegrana, jak doceniona przez czytelników trylogia. Brakuje jej tej obezwładniającej mocy, która każe czytać książkę bez przerwy na oddech, nie jest tak obsesyjna i zachłanna, stanowi raczej przyjemne preludium do historii ulubionej pary z kart literatury.

środa, 16 lipca 2014

Ukryta brama – Eva Völler


Tytuł: Ukryta brama
Autor: Eva Völler
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770268
Ilość stron: 448

Ukryta brama to już trzeci tom przygód zakochanych w sobie podróżników w czasie – Anny i Sebastiana. Młoda para, mając za sobą udane misje ocalania biegu historii w Wenecji i Paryżu, tym razem trafia do XIX-wiecznego Londynu, by tam praktycznie bez żadnych wskazówek, zapobiec katastrofie, której ogromu nie mogli się domyślać.
Brak sugestii co do celu i rodzaju misji, miał być dla bohaterów ochroną – był to bowiem najniebezpieczniejszy z ich dotychczasowych przeskoków w czasie, mogący przebiec niepomyślnie jeśli tylko para wiedziałaby zbyt wiele na temat tego, czemu mają zapobiec i jak to zrobić.
O ważkości ich misji, świadczyć mógł status społeczny zapewniony im w Londynie – konto bohaterów wypełniono ogromnym majątkiem, przygotowano dla nich potężną rezydencję z mnogością służby, a ich samych przedstawiono jako parę rodzeństwa wracającą z Indii Zachodnich, gdzie na wielkich plantacjach dorobili się horrendalnego majątku. Podobne zaplecze nigdy wcześniej nie stało się ich udziałem – dotąd wysyłający ich na misje starali się możliwie jak najbardziej obniżyć koszty. Tym razem gra toczyła się o najwyższą stawkę, dołożono zatem wszelkich starań, by wszystko przebiegło w niej pomyślnie i bez jakichkolwiek, chociażby najmniejszych, przeszkód.
Tym, co ściągnęło ich do Londynu była próba zniszczenia wszystkich bram czasu przez jednego ze Strażników, który chciał zapewnić sobie własny przebieg historii w wybranej epoce i niepodzielną władzę nad światem. Zadaniem bohaterów będzie zatem rozpoznanie zdrajcy i powstrzymanie go przed szerzeniem dzieła zniszczenia. Niestety sprawy nie ułatwia ani utracony przez Annę dar wyczuwania niebezpieczeństwa, ani zbyt natarczywi adoratorzy, którym podróżnicy nie mogą zaufać, bojąc się, że wśród nich znajdują się wrogowie, starający się uśpić ich czujność.
Jedyne czym mogą kierować się Anna i Sebastian to instynkt, który jednak nie zawsze prowadzi ich we właściwym kierunku.

Ukryta brama niczym mnie nie zaskoczyła – stanowi dobrą kontynuację serii, którą polubiłam na tyle, by bez obiekcji sięgać po każdy kolejny tom. Tym razem jednak, odczuwałam już jednak pewne znużenie, spowodowane bardzo schematycznie budowaną fabułą – brakuje tutaj zaskoczeń i twistów fabularnych, brakuje niepewności, choć na pewno nie emocji. To powieść przygodowa, która zmierza do jasnego zakończenia, które nigdy nie zostaje zawieszone i nieodgadnione. W prozie autorki cenię sobie wprowadzanie do akcji postaci autentycznych i podkoloryzowanie ich życiorysów, sugerujące, że ich rola w historii była większa niż można by przypuszczać. Tym razem Völler wplotła w narrację Turnera i Stephensona – wybitne postaci swoich czasów – i nadała ich talentom zupełnie nowego znaczenia. Tym co również zwróciło moją uwagę, był znaczny przeskok czasowy – trzecia część nie rozpoczyna się bezpośrednio po zamknięciu poprzedniej, lecz wychyla się dalej: dzięki temu zabiegowi nie jesteśmy już świadkami świeżego związku głównych bohaterów, lecz związku z trzyletnim stażem, który ze strony na stronę staje się coraz poważniejszy.

Polecam lekturę fanom serii Poza czasem. Nie jest może tak rewelacyjna jak poprzednia, ale wciąż smaczna.

Recenzje poprzednich tomów:
http://shczooreczek.blogspot.com/2012/12/magiczna-gondola-eva-voller.html?q=voller

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/zoty-most-eva-voller.html?q=voller 

wtorek, 15 lipca 2014

Zbaw nas ode złego – Ralph Sarchie, Lisa Collier Cool


Tytuł: Zbaw nas ode złego
Autor: Ralph Sarchie, Lisa Collier Cool
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 9788363621964
Ilość stron: 448
Cena: 34,90 zł

Horrory już dawno przestały mnie straszyć, nawet jeśli wiem, że inspirowane są wydarzeniami autentycznymi. Naprawdę rzadko pojawia się film, będący w stanie zmrozić mi krew w żyłach i spowodować, że będę bała się sama zasnąć, mimo że cały czas leżę bezpiecznie w łóżku i nigdzie nie muszę się ruszać.
To czego nie robią produkcje filmowe, uzupełniła książka, która – oparta na faktach – już od pierwszych stron sprawiała, że musiałam lekturę przerywać, bo zaczęłam widzieć, słyszeć i odczuwać obecność tego, o czym pisze Ralph Sarchie. Niełatwo mnie przerazić, autorowi jednak to się skutecznie udało. Mam świadomość istnienia w świecie wydarzeń, opisywanych przez Sarchiego, wiele wysłuchałam podobnych historii, relacji świadków i osób dotkniętych opętaniem oraz zniewoleniem czy nękaniem, a jednak każdorazowe nowe naświetlenie sprawy, przeczytanie kolejnych opowieści, wciąż budzi we mnie ten sam strach, ale też świadomość konieczności bronienia się na wszystkie możliwe (i akceptowalne) sposoby i niepoddawania się sceptycyzmowi, często towarzyszącemu wielu ludziom, wypowiadających się na temat tej problematyki.
Autor Zbaw nas ode złego to weteran nowojorskiej policji, który oprócz przybywania na makabryczne miejsca zbrodni, popełnianych przez ludzi, zdecydował się na podjęcie bezinteresownej Pracy. Pod określeniem tym kryje się ścisła współpraca z demonologami Edem i Loraine Warrenami (znanymi między innymi z filmu Obecność), polegająca na badaniu przypadków opętań i zniewoleń. Ponadto Sarchie asystował przy wielu egzorcyzmach katolickiego biskupa. Jak sam mówi, dzięki swoim działaniom (policyjnym oraz demonologicznym) na własne oczy zobaczył dwa typy zła – zło wtórne i zło pierwotne – których potworności nie są w stanie oddać żadne słowa i których nikt nie jest w stanie racjonalnie wyjaśnić. Zło, które widywał on po pracy policyjnej, to zło nieludzkie, demoniczne, które autor mimo niewystarczających środków i możliwości przekazu, zdecydował się zrelacjonować i opisać nie po to, by – jak pisze – zyskać sobie sławę i rozgłos, lecz po to, by stanąć przeciwko złu w najczystszej postaci, które on, jako osoba zawodowo związana z porządkiem zbrodni i kary, potrafił należycie rozróżnić.

Autor na kartach swojej książki, zabiera nas w podróż śladem duchów i demonów. Zarysowuje on historie ludzi, którzy powoli byli przez duchy zniewalani albo ze względu na własne złe wybory (często skrywane pod fałszywą maską zabawy), albo ze względu na znalezienie się w miejscach z jakichś względów naznaczonych złem, a także takich, na których rzucono klątwy. Zbaw nas ode złego to wędrówka po szlaku historii mrożących krew w żyłach, których nigdy nie chciałoby się doświadczyć na własnej skórze. Będziemy świadkami nocnych krzyków, jęków, pojawiających się zjaw, tajemniczych ran na ciele, siniaków, przedmiotów zmieniających swoją lokalizację, zmian charakteru, mówienia językami, prób gwałtu przez inkuba lub sukuba i wielu innych zachowań, mogących zostać mylnie odebranych jako objawy chorób psychicznych.
Co ważne, autor nie tylko relacjonuje wydarzenia, których był świadkiem, ale też udziela wskazówek jak rozróżnić prawdziwe nękanie od fałszywego, ducha ludzkiego od demona i wiele innych. Przy tej okazji niestety, dochodzi do wielokrotnego powielania tych samych fraz i wyjaśnień, co w pewnym momencie zaczyna być męczące, bowiem gdy już wcześniej coś zostało omówione, to nie ma potrzeby, by każdorazowo przywoływać podstawy wiedzy, czego jednak autor zdaje się nie uznawać. To jednak stanowi jedyny element książki, do którego można by mieć wątpliwości, a który traci na znaczeniu przy ocenie całości.

Sarchie zarysowuje sytuacje autentyczne, które wydają się wyjęte z najgorszych horrorów – tych grających ciszą, z rzadka przerywaną mrożącymi krew w żyłach wstawkami, oddziałującymi na psychikę. Najgorszy jest jednak moment, w którym uświadamiamy sobie, że to wcale nie film, nie ma przycisku „stop”, odwrócenia się na pięcie i pójścia we własnym kierunku – opisane wydarzenia miały miejsce naprawdę, a dotknięci nimi ludzie cierpieli okropne katusze, żyjąc w ciągłym strachu o siebie i swoich najbliższych i nie mogli się z nich „wyłączyć”.
Autor, pisząc tę książkę zdawał sobie sprawę, że może się ona spotkać ze sceptycyzmem odbiorców, a jednak za ważniejsze uznał zaświadczenie o rzeczywistym istnieniu Szatana i demonów.

I choć pod względem językowym książka ta nie wypada może najlepiej, podczas lektury wcale się tego nie zauważa, bo ważniejsza od formy staje się treść. Ma to również swoje plusy – dzięki prostocie jest ona bardzo przystępna, mimo poważnej tematyki.

POLECAM, raczej jednak do czytania za dnia niż pod osłoną nocy.

sobota, 12 lipca 2014

Sekret mojego męża – Liane Moriarty


Tytuł: Sekret mojego męża
Autor: Liane Moriarty
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378397762
Ilość stron: 504
Cena: 36zł

Sekret mojego męża to kolejna książka Wydawnictwa Prószyńskiego wypuszczona na rynek w ramach klubu dyskusyjnego Kobiety To Czytają. Do tej pory wszystkie publikacje, o których rozprawiali klubowicze stały na bardzo wysokim poziomie, gwarantując nie tylko burzę emocji, ale też dostarczając mnogość tematów pod refleksję i to zarówno tych o wymiarze indywidualnym, jak i uniwersalnym. Sięgając po tekst Liane Moriarty miałam równie duże nadzieje, a także wielką ufność pokładzioną w osobach odpowiedzialnych za dobór książek klubowych. Nie ukrywam, że nazwisko autorki, skądinąd budzące zupełnie inne skojarzenia niż powinno (I am sherlocked), bardzo zmotywowało mnie do lektury i pokierowało wyobraźnią w zupełnie nieodpowiednie tereny:)

Historia spisana przez Moriarty opisuje losy trzech rodzin, splecionych popełnionym przed laty morderstwem na młodej dziewczynie.
Pierwsze rozdziały to ślamazarne zarysowywanie tła dla akcji właściwej, powolne opisywanie kto jest kim, co kogo dręczy i  kim jest młoda Janie, o której wszyscy mówią nawet po długim czasie po jej śmierci.
Początkowo trudno wgryźć się w lekturę, zwłaszcza jeśli nie jest ona ciągła – mnogość wątków i postaci może skutecznie kołować, jednak już po kilku rozdziałach bez problemu rozeznacie się w tym, kto jest kim. Co jednak łączy wszystkie osoby okaże się jednak dużo dalej, co może skutkować rozdrażnieniem podczas pierwszych chwil z książką: nie sposób bowiem przyporządkować niektórych faktów do bohaterów. To jednak jedynie minusy początku, później jest już bardzo dobrze.
Akcja nabiera tempa mniej więcej w połowie książki, kiedy to Cecilia odczytuje list adresowany do niej przez męża, który jednak miał być odczytany jedynie  w przypadku jego śmierci. Mąż żyje, jednak kobieta go odnalazła, ciekawość nie dawała jej spokoju, czuła bowiem, że znajduje się w nim coś bardzo ważnego. Nie wiedziała jednak jeszcze, że to, co przeczyta całkowicie zmieni losy jej rodziny i wpłynie na obraz męża jaki nosiła dotąd w sercu.
Informacje zawarte w liście, całkowicie ją zdruzgotały i postawiły w sytuacji współwinnego. Cecila miała wybór: wyznać to, czego się dowiedziała i narazić szczęście swojego męża oraz dzieci lub milczeć i dusić w sobie poczucie niesprawiedliwości. Odtąd poukładana i perfekcyjna w każdym calu bohaterka, stała się zupełnie rozkojarzona i niezdolna do prowadzenia życia w taki sposób, jak dotychczas.

Czy moim oczekiwaniom stawianym wobec lektury stało się zadość? Ba! Znów towarzyszył mi niepokój, zabraniający przerwanie lektury, po raz kolejny w głowie kłębiły mi się setki myśli o słuszność winy, o to jak postrzegamy więźniów, ile bylibyśmy  w stanie poświęcić dla rodziny, o to gdzie zaczyna się zdrada, jak przewiny z młodości kształtują naszą dorosłość, jak wiedza o popełnionym przestępstwie zmienia naszą codzienność, do czego prowadzi nas mściwość, czy wyrządzone zło zawsze do nas wraca z taką samą siłą i jak odkupić grzechy. Książka ta dostarcza wiele materiału do przemyśleń, wiele wątków, które zmuszą do autorefleksji i postawienia się w sytuacji bohaterów – sytuacji, które dalekie były od jednoznaczności. Moriarty nie faszeruje swoich czytelników czarno-białymi rozwiązaniami, lecz splata losy bohaterów tak zawile, że  w pewnym momencie nie sposób przerwać nici bez uszczerbku dla którejś z relacji i totalnego przemieszania kierunku, w którym zmierzała akcja. Co ważne, bohaterowie budzą bardzo silne emocje: jednym kibicujemy, innych nie znosimy, jednych usprawiedliwiamy, innym wymierzylibyśmy najsurowszy wymiar kary: i nasze racje wcale nie są obiektywne, lecz stuprocentowo subiektywne. Sekretów i mężów w tej książce bez liku – który z nich zechcesz poznać?
Jeśli jeszcze nie sięgałyście po książki klubu Kobiety To Czytają i macie dość czczej rozrywki i bezrefleksyjnej lektury na lato, koniecznie musicie się w nich rozsmakować! Nie są one łatwe, bowiem zawsze zbudowane są wokół wątków takich jak zdrada, choroba, zabójstwo, sekret rodzinny i in., ich lektura sprawia jednak niesłychaną przyjemność: zarówno intelektualną, jak i czysto emocjonalną. Wiele z nich ma moc katartyczną, oczyszczają ze złych emocji, pozwalają się uwolnić od myślenia o własnych troskach i – jak sądzę – wiele z nich przepracować. Przepyszna lektura! Jedyne co mi w niej nie odpowiada, to okładka – kolorystyka zupełnie mnie nie przekonuje, przyzwyczaiłam się do pastelach w tej serii – zresztą rozkochałam się w tej wersji:

Źródło

piątek, 11 lipca 2014

Duchy wokół nas – Michael H. Brown


Tytuł: Duchy wokół nas
Autor: Michael H. Brown
Wydawnictwo: M
ISBN: 9788375956504
Ilość stron: 188
Cena: 24,90 zł

Wielu z nas z lubością ogląda horrory, szczególnie zaś te, które w ostatnich czasach cieszą się największą popularnością – o duchach, demonicznych opętaniach i in.
Wielu także posiada choć jedno wspomnienie o obecności duchów w swoim życiu – realnej czy też wyobrażonej [pozdrawiam wszystkich, którzy w dzieciństwie pobudzali swoją wyobraźnię historiami o tychże!:)]. Ilu jednak z Was rzeczywiście wierzy w obecność duchów, demonów, aniołów i całego ponadziemskiego wymiaru?
Przy odpowiedzeniu na to pytanie język mógłby się nam zacząć plątać: bo jak to w XX wieku, dobie racjonalizmu i naukowego podejścia do wszystkiego, przyznać się do wiary w coś, czego nie da się zbadać, dotknąć, zobaczyć? Czy to nie zakrawa o szaleństwo, co pomyśleliby znajomi? Lepiej wmawiać sobie, że rzeczywistość duchowa istnieje tylko w filmach i nie ma żadnego wpływu na nasze życie.
Michael H. Brown w swojej publikacji Duchy wokół nas zadaje kłam wszystkim twierdzeniom o tym, że to co niedostrzegalne, nie istnieje. Podkreśla on jak silnie przenika się owa rzeczywistość z rzeczywistością ziemską, jak mocno na nią oddziałuje – w dobrym i złym sensie, w zależności od tego, na jak wiele pozwolimy. 
Zaznacza także, że działanie szatana w świecie trudno dostrzec, bowiem jego największym zwycięstwem jest sprawienie, że negujemy jego istnienie, każde zło i niepowodzenie zrzucając na Boga (w którego też notabene niekoniecznie wierzymy, ale przecież ktoś musi być winny).  To niedowiarstwo usypia naszą czujność, sprawia, że wielokrotnie otwieramy się na działanie demonów. Lęki, neurozy, depresje – dla wielu to przykłady chorób, z którymi koniecznie należy udać się do psychiatry, będącym jedyną możliwą pomocą: tabletki, psychoterapia i po jakimś czasie zapominamy o problemie. Ilu z nas jednak nie cierpi wcale z powodu złej gospodarki hormonalnej czy traumatycznych przeżyć, lecz dlatego, że znajduje się pod wpływem demonów, które nas nękają? Oprócz opętań istnieją bowiem inne formy nękania, z których rzadko zdajemy sobie sprawę, bo nie są tak  spektakularne. Ponadto wielu mylnie trwa w przekonaniu, że nękanie może spotkać jedynie tych, którzy oddawali się praktykom czarnej magii – wielu z nas nieświadomie mogło otworzyć się na działanie złego ducha, przed którym sami nie będziemy potrafili skutecznie się obronić. Brown w swojej książce prezentuje rzeczywistość wcale nie tak odległą – wiele z podawanych przez niego przykładów będziecie mogli z pewnością przełożyć na własne życie, gdy tylko zdecydujecie się na chwilę szczerości i refleksji. Gdy dzięki przykładowym modlitwom zawartym w tej książce uwolnicie od zniewoleń, zobaczycie jak wielki wpływ ma na Wasze życie wymiar, którego istnienie dotąd negowaliście – zapewnia autor. I nie macie nic do stracenia.
Choć problematyka demonologiczna zajmuje w tej książce wiele miejsca, dużo uwagi poświęcono w niej również duchom dobrym oraz aniołom, w które jakoś wierzyć nam łatwiejJ Analizuje autor możliwość obecności naszych bliskich zmarłych wokół nas, wskazuje na nasilenie jej w momencie umierania, dzieli się konkretnymi przykładami i doświadczeniami. Nie jest to zatem teoretyczna wędrówka, lecz szlak sygnowany wieloma wydarzenia autentycznymi.

Problematyka zawarta w tej książce jest mi bliska i znajoma, w moim przypadku obyło się zatem bez sceptycyzmu, nie zabrakło jednak ostrożności, z którą przyglądam się nawet temu, co znane. Obecność duchów (dobrych i złych) to wciąż jednak tematyka niezwykle delikatna, z którą należy postępować nad wyraz ostrożnie.
Polecam tę publikację szczególnie uwadze tych, którzy zaciekawieni  są tematyką wymiaru duchowego, interesują się historiami opisywany w horrorach, a dotąd nie wierzyli w ich rzeczywiste istnienie, a także tym, dla których problemy nękania i opętań nie są obce i tym, którzy podejrzewają, że mogli czegoś podobnego doświadczyć. Być może Brown da Wam kilka wskazówek co do dalszego postępowania i rozwieje Wasze wątpliwości.
To przede wszystkim bardzo pouczająca i budząca podejrzliwość lektura, ale także – uspokajająca, jeśli przestanie się negować jej zgodność z prawdą.

Małe ptaszki – Anaïs Nin


Tytuł: Małe ptaszki
Autor:  Anaïs Nin
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378397281
Ilość stron: 180
Cena: 34zł

Małe ptaszki, to kolejna i zdecydowanie krótsza niż poprzednia antologia opowiadań erotycznych, pisanych przez Anaïs Nin na zamówienie.
Oprócz objętości różni je także kilka innych elementów, które w ostatecznym rozrachunku pozwalają stwierdzić, że w tym wypadku długość niekoniecznie przekuwa się w jakość.
Małe ptaszki zawierają bowiem o wiele lepszy materiał niż wydana wcześniej Delta Wenus, oceniona przeze mnie jako mało ekscytująca, mimo że to jedno z pierwszych kryteriów ważnych dla mnie przy mówieniu o literaturze erotycznej. Na zbiór ów zbierają się teksty różne – jedne mniej, drugie bardziej interesujące, mniej lub bardziej wtórne, jako całość robi jednak wrażenie pozytywne (czy tak powinno mówić się o tego typu publikacjach?) i o wiele lepsze niż wspomniana już Delta Wenus.
Wiele z zawartych w tomie tym opowiadań ekscytuje i mimo braku wulgarności, tak często towarzyszącej temu gatunkowi (bowiem nie wypracowaliśmy sobie słownictwa zdolnego opisywać miłość fizyczną inaczej niż biologicznie, naukowo lub mocno rynsztokowo czy wręcz prymitywnie) stanowi dobry materiał do czytania zarówno przez czytelników, szukających w literaturze nowego sposobu (kobiecego) mówienia o seksualności, jak i dla zdeklarowanych sympatyków powieści erotycznych, bez względu na autora czy ich miejsce w kulturze.
Znajdą oni bowiem w niej wiele literackości i potencjalnie ekscytujących historii, zdolnych podgrzać atmosferę i zburzyć krew w żyłach. Erotyka nie jest tu jedynie małym akcentem, lecz centrum, wokół którego zogniskowana jest cała narracja. Autorka sięga do egzotyki, buduje coraz odważniejsze opisy, jednak niestety momentami, chcąc nie chcąc, powiela własne schematy, kopiuje własne pomysły. Widać to chociażby w doborze bohaterów: w większości są to malarze i pozujące im modelki, z którymi prędzej czy później zaczyna łączyć je pożądanie i relacja seksualna. Oczywiście - zarówno kobiety jak i mężczyźni są idealnie zbudowani, bez skazy, prezentują jeden typ sylwetki, podprogowo przekazując informację o tym, jakoby był to jedyny model dozwolony i umożliwiający wzbudzanie i odczuwanie seksualnego napięcia.
Jeśli po książki Nin sięgną fani E.L. James czy Sylvii Day, to z całą pewnością nie znajdą w niej tego, czego mogliby oczekiwać: bowiem mimo że przynależą one do tego samego gatunku, dzieli je bardzo wiele: przede wszystkim są to krótkie formy wypowiedzi, w których nie ma miejsca na powolny rozwój akcji i podgrzewanie temperatury uczuć. Tu w ogóle nie ma uczuć, tylko czyste pożądanie. Nie ma także sensu budować skomplikowanej fabuły, pełnej zawirowań i rozstań, w związku z czym odbiór tekstów Nin jest dziś zdecydowanie inny, niż był w momencie ich pierwszego oddania do lektury. Nie łudźmy się - wówczas bezpruderyjność nie była normą, a o wszelkiego rodzaju zboczeniach seksualnych nie pisano książek ani nie tworzono produkcji filmowych - jeśli już to z rzadka i zazwyczaj ocierając się przy tym o skandal obyczajowy. Jeśli jednak jesteście ciekawi, jak kiedyś pisano prozę erotyczną bez ordynarności, za to budując podniecenie czystym słowem – zapraszam. Spójrzcie zresztą na tytuł: czyż w kontekście formy nie jest dwuznaczny?



Po kliknięciu recenzje innych książek Nin:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/05/delta-wenus-anais-nin.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/anais-nin-dziennik-1934-1939.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/dziennik-1939-1944-anais-nin.html

czwartek, 10 lipca 2014

Skradziona – Clara Sanchez


Tytuł: Skradziona
Autor: Clara Sanchez
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324025725
Ilość stron: 503
Cena: 36,90zł

Skradziona, to książka, po której w mojej głowie panuje mętlik i lekkie otępienie, spowodowane przytłoczeniem: nie tyle tematem, ile formą.
Czytając ją, co jakiś czas musiałam robić sobie chwilę na oddech, nie jest to bowiem lektura z gatunku tych, w które łatwo się wgryźć, które wciągają tak, że reszta przestaje mieć znaczenie i możemy się w niej zatopić na długie godziny bez obowiązku powrotu do rzeczywistości.

Właściwa historia rozpoczyna się gdy Veronica, dziesięcioletnia wówczas dziewczynka, znajduje w teczce z krokodylej skóry zdjęcie innej dziewczynki, bardzo do niej podobnej, opatrzone imieniem „Laura”. Imię to często padało w ich domu, jednak bohaterka nie potrafiła go skojarzyć z niczym konkretnym. Miała jednak głębokie przekonanie o tym, że mama byłaby niezadowolona, gdyby zaczęła zadawać pytania o tajemniczą fotografię, zdecydowała się więc na milczenie. Ono jednak nie sprawiło, że dziewczynka przestała myśleć o tym, kim jest zagadkowa Laura. Rodzinny sekret zaczął ją prześladować, po to, by z wiekiem bohaterka mogła wyruszyć jego śladem i odkryć tragedię, o której miała się nigdy nie dowiedzieć, a która wyjaśniała stan psychiczny jej matki. Wówczas, już jako nastolatka, postanawia dowieść zbrodni, którą popełniono i spotkać się z Laurą.

Mimo ważkości podjętej tematyki, momentami ma się ochotę przerwać czytanie, stające się nierzadko męką – i właściwie nie wiadomo dlaczego tak się dzieje, bowiem analiza wszystkich elementów składających się na ten tekst, pozwala sądzić, że jest on znakomity i powinien poruszać i nie pozwalać na towarzyszące mi emocje, a nieraz i znużenie. Nie ukrywam jednak, że lektura szła mi opornie, było duszno, gęsto i jedynie ogromne samozaparcie kazało mi dobrnąć do końca. A i tutaj czekał mnie nieco rozczarowujący finał, w porównaniu do bardzo rozbudowanej akcji wcześniejszej, zarysowany „po łebkach”, bez troski o detale i większą dramaturgię.
Autorka zarysowała bohaterów z dbałością o szczegółowość ich rysu psychologicznego, który odgrywa w tej powieści bardzo dużą rolę. Nie bez znaczenia jest także sieć relacji, łączących poszczególne postaci: ci, którzy uważani byli za przyjaciół, okażą się wrogami, zaufani lekarze zdrajcami. Świat w Skradzionej, to rzeczywistość tak mocno ukartowana, że niemalże nie sposób spotkać w nim szczerości i prawdziwej bezinteresownej troski: każdy dba o swoje sekrety, by nikt nie zdołał ich odkryć. 
Historia inspirowana jest wydarzeniami autentycznymi, jej oddziaływanie jest zatem podwójne: podczas lektury zżymamy się na  niesprawiedliwość i zło panoszące się po świecie, każące odbierać matkom ich wyczekiwane dzieci i sprzedawać za około milion peset innym rodzinom, oficjalnie utrzymując tezę o śmierci noworodków, mając jednocześnie świadomość, że to nie wymysł, lecz fakt. Hiszpanią wstrząsnęły doniesienia o porwaniu i sprzedaniu zaraz po urodzeniu około 60 000 dzieci (choć śledztwo jest nadal w toku i prawnicy dziś szacują już, że mogło to być nawet 300 000!), których rodzicom wmawiano zgon pociech. Nie potrafię wyobrazić sobie rozmiaru tej tragedii, ilości rozbitych rodzin i związanych z tym przejść, a także wielości osób w nią zamieszanych – handel bowiem nigdy nie był bezpośredni, dzieci przechodziły przez ręce wielu pośredników (w tym mafię i siostry zakonne), po to, by ostatecznie znaleźć nowy (pierwszy) dom.
Muszę przyznać, że mimo ciężkiego charakteru tej publikacji, ma ona wiele zalet: sprawiła, że zaczęłam drążyć temat, szukać nowych faktów i doniesień, odgrzebywać historię i śledzić ją z rosnącym niedowierzaniem. Nie sposób ocenić jej ważności, na pewno jednak jest ona ważnym głosem w sprawie handlu ludźmi, odbywającego się u schyłku XX wieku, fikcją, która skłoni do szukania prawdy.  
Polecam, choć ostrzegam, że nie będzie to lektura łatwa.


 Polecam obejrzenie wywiadu z Clarą Sanchez, emitowanego niedawno przez TVN:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/handel-hiszpanskimi-dziecmi,126470.html

środa, 9 lipca 2014

Nasza paczka i niepodległość. O sześciu polskich świętach – Zofia Stanecka


Tytuł: Nasza paczka i niepodległość. O sześciu polskich świętach
Autor: Zofia Stanecka
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328103566
Ilość stron:80
Książki edukacyjne Egmontu to prawdziwe rarytasy – w sposób przystępny i prosty przekazują one wiedzę o najważniejszych sprawach, docierając do młodego pokolenia bezbłędnie.
Zofia Stanecka, autorka publikacji Nasza paczka i niepodległość zadbała o to, by dzieciaki nie zanudziły się, słuchając wykładu z historii, lecz aby wiedza z tego zakresu stała się jedynie uzupełnieniem codziennych zabaw i arcyciekawych historii, sprawiających wrażenie wyjętych z rzeczywistości. Bohaterami tego zbioru swoistych scenek rodzajowych są: Jacek, Malinowski, Jagoda, Maśka, Wiktor i Dziadek. Każdy z członków paczki posiada inne doświadczenie, zdolności i cechy charakteru, dzięki czemu wzajemnie się uzupełniają, czyniąc swoje codzienne spotkania niepowtarzalnymi. Młodzi bohaterowie zdecydowali się założyć bazę – siedzibę swojej grupy, w której to mieli rozmawiać o sprawach (nie)ważnych.
Pomysł na ksiązkę jest prosty – opowiada ona o sześciu polskich świętach narodowych i państwowych w sposób nietuzinkowy. Każdą kolejną opowieść ściśle historyczną, prezentowaną przez Dziadka, otwiera krótka scenka z życia dzieci, w której odwołują się one do konkretnej terminologii, związanej z omawianym później zagadnieniem. A każdy temat podany jest w sposób niezwykle przystępny: krótkie, zwięzłe wiadomości, dużo obrazków, reprodukcji i fotografii, szereg komentarzy włożonych w usta bohaterów książeczki, osie czasu, najważniejsze daty, ciekawostki. W odróżnieniu od siebie fragmentów, będących jedynie opisem przygód głównych postaci oraz stron, mających pełnić funkcję miniprzewodników po historii Polski, pomaga ich kolorystyka. Opowieści dzieci są przedstawione na białych kartkach, z wyróżnionymi na kolorowo pojęciami i czarno-białymi ilustracjami, z kolei stronice bezpośrednio streszczające wydarzenia historyczne i dokładniej tłumaczące wprowadzone pojęcie są niezwykle barwne: zarówno ich tło, jak i dymki oraz ilustracje mienią się kolorami i przykuwają wzrok, mocno odznaczając się od elementów ksiązki o innym charakterze. Dzięki temu całość jest bardzo czytelna zarówno podczas pierwszej lektury, jak i później, podczas wyszukiwania konkretnych wiadomości. Zastosowany podział wpływa na przejrzystość książki i znacznie ułatwia poruszanie się w jej obrębie. Opowiadania skupiają się wokół następujących dat: 11 listopada, 1 maja, 2 maja, 3 maja, 4 czerwca, 15 sierpnia.
Tym, co stanowi o wartości tej publikacji jest przede wszystkim sposób wprowadzania wiedzy: humorystyczny, zabawny, z troską o przekazywanie najważniejszych wartości (nie tylko narodowych), a przy tym bez zbędnego moralizatorstwa i nachalności. Poprzez wplecienie historii w codzienność, daty i pojęcia same „wskakują” do głowy, stając się jednym z elementów przygody, nie zaś nudną lekcją, podczas której z trudem wyczekujemy końca.
Polecam serdecznie! Nauka historii już dawno nie była tak przyjemna;)

Inna ksiązka Zofii Staneckiej:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/basia-i-pieniadze-basia-i-taniec.html?q=stanecka
http://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/basia-i-pieniadze-basia-i-taniec.html?q=stanecka




wtorek, 8 lipca 2014

Zdrada – Paulo Coehlo


Tytuł: Zdrada
Autor: Paulo Coelho
Wydawnictwo: Drzewo Babel
ISBN: 9788364488160
Ilość stron: 240
Cena: 37,90 zł

Paulo Coelho za sprawą swojej najnowszej książki nieco mnie zaskoczył – to już nie te pisarstwo, którego cechą charakterystyczną były kotylionowe sentencje, girlandy aforystycznych sformułowań, wylewających się strumieniami z każdej stronicy i powracających w przeróżnych peryfrastycznych ujęciach niemalże w każdej kolejnej publikacji. To już nie „potajemnie sprzyjający naszemu pragnieniu wszechświat”, lecz wciąż Coelho wierny ukochanej przez siebie tematyce – miłości i poszukiwaniu szczęścia, z typowym lekko moralizatorskim tonem, filozoficznymi rozważaniami i głębokim przeświadczeniem o tym, że nasze samopoczucie zależy wyłącznie od nas samych. Zdrada bardziej niż poprzednie książki autora, zbliża się do powieści obyczajowej skupionej bardziej na psychice, niż dominującej dotąd magii, alegorii i religii. Owszem, te elementy nadal występują, ale w zdecydowanie mniejszym natężeniu.
Linda to trzydziestojednoletnia kobieta, w oczach bliskich mająca wszystko – kochającego i wyrozumiałego męża, ułożone dzieci, świetną pracę dziennikarki, mieszkanie w Szwajcarii, najbezpieczniejszym i najbardziej przewidywalnym państwie świata. A jednak pewnego dnia to przestaje jej wystarczać: bohaterka spotyka na swej drodze miłość z czasów liceum i czy to z chęci buntu przeciwko zrytualizowanej i mało zaskakującej codzienności, czy to przez zwykłe ludzkie pragnienie przeżycia ekscytującej przygody, postanawia ponownie się do niego zbliżyć. Nie jest to wcale trudne: Jakub jest znanym politykiem, którego na dniach czekają wybory, pojawia się zatem doskonała okazja, by uzasadnić częstsze niż wymagałaby tego kurtuazja spotkania. Każda kolejna rozmowa z byłą miłością, uświadamia Lindzie jak głęboko jest nieszczęśliwa w swoim aktualnym życiu. Obserwuje u siebie pierwsze objawy depresji: apatię, poczucie dojmującej pustki, mechaniczne wykonywanie codziennych czynności, brak radości, otępienie, nieprzemijający smutek i stres. Można powiedzieć, że na pierwszy rzut oka jej zachowanie to trochę irracjonalna próba szukania problemów tam gdzie ich nie ma, a jednak –  ilu znacie ludzi, których dopada podobny stan, mimo że osobom patrzącym z boku, wydaje się, że nie mają oni absolutnie żadnych powodów do narzekań? Problemem staje się nie to, co rzeczywiste, lecz to, co roi się w głowie. Coelho opowiada historię wielu współczesnych ludzi, których psychika została okaleczona i wystawiona na niszczycielskie działanie stresu i wyobrażeń oraz ambicji, którzy prędzej czy później (najczęściej wielokrotnie, to jak nigdy nie kończąca się opowieść) wpadają w sidła depresji i skutecznie ukrywają ją przed otoczeniem.
Spotkania z Jakubem działają na zatopioną w beznadziei Lindę oczyszczająco i uszczęsliwiająco. Kobieta ma wrażenie, że przeżywa swoiste katharsis, że budzące się w niej pożądanie i pragnienie rozbudzenia go w Jakubie, to wcale nie występek przeciwko jej zharmonizowanemu życiu, lecz koło ratunkowe, które pozwala jej ponownie czerpać radość z tego, co ma. Zdrada zostaje w książce tej usprawiedliwiona, przedstawiona jako coś, czego każdy z nas powinien doświadczyć, by docenić życie. Coś, co należy wybaczać i zrozumieć, by pokazać swą miłość. Tłumaczenie nieco mętne, adrenaliny, która ma być naszą terapią zastępczą, szukać bowiem możemy gdzie indziej, a czułość zazwyczaj odnajdziemy w domu, jeśli tylko odważymy się na szczerą rozmowę i jasne sprecyzowanie problemów. Rozumiem rozchwianą psychikę bohaterki, rozumiem jej cierpienie, jej depresję, wiem o czym mówi. Nie potrafię jednak przyjąć jej usprawiedliwień i absolutnej wyrozumiałości męża, który nie zniżył się nawet do chwili zazdrości, jedynie pod wpływem alkoholu przeżył chwilową słabość i wylewność, nie dość jednak dramatyczną, by mogła wydawać się realna. Mnie raczej by zaniepokoiła niż uspokoiła i utwierdziła w przekonaniu co do mojej słuszności trwania w związku.
I choć wydawać by się mogło, że książka ta to opowieść o zdradzie i towarzyszącym jej lękom oraz emocjom, w mojej opinii jest to historia o poszukiwaniu utraconego szczęścia, narracja o miłości zakurzonej, tak częstym problemie dzisiejszych par. W czasach, gdy niemalże każdy pośrednio czy bezpośrednio zmaga się z depresją, opowieść ta zyskuje na autentyczności. Gdyby nie wyszła ona spod pióra Coelho, zarzuciłabym jej brak silniejszych emocji, większego dramatyzmu, który zastąpiony został dociekaniami filozoficznymi i psychologicznymi. Jako jednak, że pisarz przyzwyczaił mnie do rytmu swojej narracji i wytykanie mu tego byłoby zupełnie zbędne, pozwolę sobie jedynie podkreślić jej walor, jako impulsu do rozważań nad własną kondycją psychiczną i własnym poczuciem bezsensu. Iluż młodych ludzi traci sens życia nie stojąc nawet  u jego progu – być może ta książka dla niektórych z nich stanie się okazją do odszukania tego, co utracili i szansą na ponowne zakochanie się w świecie. Oczywiście, Coelho proponuje czytelnikowi uproszczoną i mocno powierzchowną wersję świata, w której zarysowane problemy są jedynie cieniem tego, co dzieje się z ludźmi w stanie, który opisuje autor, myślę jednak, że biorąc na to poprawkę, wielu odbiorców słusznie ją doceni.
Nie jest to może najlepszy tekst w dorobku pisarza, a jednak ujmuje i zachęca do lektury niespiesznej, przede wszystkim dzięki rezygnacji ze sztafażu powtarzających się cytatów.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Czerwiec w książkach





Wakacje w pełni i choć życie nadal mnie, i moich bliskich nie rozpieszcza, gdy tylko odrobina relaksu wyciszenia i namiastka szczęścia czają się za rogiem, to natychmiast ulegają zniwelowaniu, a większość wyjazdów musiała przez to zostać odwołana, spróbuję osłodzić sobie ten trudny czas podróżami literackimi - a tych na pewno mi nie zabraknie. Sami zobaczcie;)



Grand
Ofiara [recenzja]
W matni [brak na zdjęciu, powędrowała w świat, recenzja]
Wykolejony [brak na zdjęciu, powędrował w świat, recenzja]
Ćwiartka raz [czyta się, świetna!]
Bostończycy
Kupa kultury. Przewodnik inteligenta
Mocni w Duchu Świętym [brak na zdjęciu]
Vietato fumare [recenzja, e-book]
Sekret mojego męża [czyta się, e-book]
Nie tylko o łajdakach
Drzewo migdałowe [recenzja]
Ujarzmienie [recenzja]
W krainie czarów
Dom na plaży [recenzja]
Rycerz widmo [recenzja]
Dziewczyna, która sięgnęła nieba
Kameliowy ogród
Sońka


Coś dla siebie widzicie?:)

sobota, 5 lipca 2014

Rycerz widmo – Cornelia Funke


Tytuł: Rycerz widmo
Autor: Cornelia Funke
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-4367-5
Ilość stron: 264


Najcenniejszych przyjaciół – powiedziała mi kiedyś matka – spotykamy w najmroczniejszych czasach, bo  nie sposób zapomnieć tych, którzy nam pomogli wydobyć się z mroku[i].

Za sprawą ksiązki Rycerz widmo, Cornelia Funke porwała mnie w przestrzenie, które w pierwszych kilku latach mojego czytelnictwa lubiłam eksplorować najbardziej. Rzecz ta chyba wcale nie uległa zmianie – wciąż znajduję ogromną przyjemność w zwiedzaniu ruin i zabytkowych przestrzeni oraz czytaniu o nich. Klimatyczne zamczyska, pałace i wnętrza tętniące historią, stanowią naturalną pożywkę dla mojej rozszalałej wyobraźni, która właśnie w tych miejscach rozwibrowana jest najbardziej.

Jedenastoletni Jon, mimo swojego młodego wieku zmaga się z wieloma problemami – po śmierci ojca, jego mama znalazła nowego partnera, nazywanego przez bohatera Brodaczem. Jako że nie potrafili się oni ze sobą porozumieć, zadecydowano o wysłaniu chłopca do szkoły z internatem. Jona bardzo zagniewał taki obrót spraw – czuł się odrzucony i niechciany, a jego negatywne uczucia do narzeczonego mamy uległy jedynie eskalacji. Bohater był pełen negatywnych przeczuć: podejrzewał, że w nowej szkole nie znajdzie przyjaciół (zresztą nawet nie miał zamiaru ich szukać), będzie się nudził i tęsknił za domem.
Wówczas jednak nie wiedział jeszcze, że dotkliwy brak najbliższych będzie jego najmniejszym problemem w nowym miejscu zamieszkania. Już pierwszej nocy okazało się bowiem, że na jego życie czyha żądny zemsty duch, wraz ze swoimi kompanami. Jedyną osobą, która wierzy w jego  nieprawdopodobną opowieść jest Ella – dziewczynka (sic!), której ciocia zna się na zjawach jak nikt inny. Młodzi bohaterowie zaprzyjaźniają się i razem stają do walki z ogromnym niebezpieczeństwem. Po ich stronie stanie duch rycerza Williama Longspee, który leży w katedrze na skutek złożonej setki lat wcześniej przysięgi, a także… Brodacz. Skąd się tam wziął? Nie zdradzę:)

Funke po raz kolejny zafundowała mi przemiłe popołudnie w towarzystwie barwnych i sugestywnie zarysowanych postaci. W wielu momentach miałam ochotę wskoczyć do książki (skutek uboczny nadmiernej fascynacji Atramentowym sercem) i wraz z nimi zamykać się na noc w katedrze, by niwelować otaczające ich zewsząd zagrożenie.
Wartka narracja, żywy język, szybka zmiana wydarzeń, kalejdoskop ciekawych postaci, pamiętających czasy średniowiecza, żądne krwi zjawy, dobrotliwe duchy i wielka przyjaźń – oto elementy spajające tę powieść w całość i nadające jej wyjątkowy koloryt. Oprócz warstwy przygodowej, bardzo ważna okazuje się w niej także warstwa dydaktyczna: między wierszami snute są tutaj bowiem rozważania o istnieniu piekła i nieba, sile przyjaźni oraz miłości. Wpleciono również gros legend i historii, które z całą pewnością zachęcą czytelnika do zgłębiania tajemnic podanych miejscowości i – być może –  także i podróży.

Ilustracjami Andrei Offerman do tej książki zachwycam się bez końca. Są precyzyjne, dopracowane, hojnie obdarowane detalami. Zastanawia mnie tylko jedno – dlaczego wszystkie polskie wydania Funke konsekwentnie posiadają czarno-białą szatę graficzną. Nie ukrywam, że w przypadku tej książki tworzy to niezwykły klimat opowieści, obudowuje ją tajemniczością i doskonale się sprawdza, są jednak takie jej teksty, obok których chętnie widziałabym barwne rysunki. To już jednak uwaga poboczna, na zupełnie inną dyskusję.

Polecam tę książkę młodym (i tym trochę starszym) miłośnikom tajemnic, sekretów, klątw, historii miłości, rycerzy, duchów, opowieści związanych ze starymi i nawiedzonymi zamczyskami. W tej publikacji znajdziecie wszystkie te elementy, sowicie doprawione mądrością życiową, problemami wielu dzisiejszych młodych ludzi (nowi partnerzy rodziców, brak przyjaciół itp.), które dzięki przygodzie zostają całkowicie rozwiązane.



[i] Cornelia Funke, Rycerz widmo, Warszawa 2014, s. 215-216.


Inne książki Funke:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/krol-zodziei-cornelia-funke.html?q=funkehttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/02/reckless-kamienne-ciao-cornelia-funke.html?q=funkehttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/05/reckless-nieustraszony-cornelia-funke.html?q=funke