poniedziałek, 20 października 2014

Malowanki na szkle – Beata Gołembiowska


Tytuł: Malowanki na szkle
Autor: Beata Gołembiowska
Wydawnictwo: Comm
Ilość stron: 300
Cena: 34,90 zł

Jola nigdy nie miała dobrych relacji ze swoją matką, Michaliną. Oddała jej całe życie, rezygnując z własnej rodziny, otrzymując w zamian jedynie zgorzknienie i niezadowolenie. Gdy więc jej rodzicielka umiera, w życiu bohaterki dochodzi do przełomu: uświadamia sobie swoją tęsknotę za miłością – szczególnie matczyną, zauważa to, czego dotąd się wyrzekała.
Poznaje także mężczyznę, który bardziej niż ktokolwiek dotąd, wyzwala w niej potrzebę stałego związku. To dla niego przenosi się z Poznania do Zakopanego, rezygnując z kariery naukowej i życia towarzyskiego. W zamian za to, otrzymuje szansę na zbudowanie relacji z teściową, która otacza ją matczyną miłością, a także na stworzenie rodziny, jakiej nigdy nie miała.

Powieść snuje się wieloma torami, odsłaniając przed nami kolejno losy kobiet i mężczyzn, nad których życiem królują sekrety przeszłości, determinujące teraźniejszość. Choć jest to historia ciepła, wiele w niej bólu i skrywanego cierpienia, ogromnie wiele spychania zranień do najdalszych zakamarkach umysłu i oddawania siebie na wyłączność drugiemu człowiekowi. Wszechobecne są kobiety cierpiące, bo kiedyś podjęły decyzję, idąc za głosem rozsądku a nie serca. Tym jednak, co stanowi o wyjątkowym charakterze powieści jest sztuka – zwłaszcza zaś malarstwo oraz natura – nie tylko ta kojarząca się z tatrzańskimi widokami, ale też ta, będąca w kręgu zainteresowań głównej bohaterki – biolożki, szczególnie zafascynowanej pająkami.

Narracja prowadzona jest w kilku perspektyw – opowiada raz Jola, raz Hela, raz Michalina, wreszcie Jędrek. Dzięki zastosowaniu takiej formy, poznajemy losy bohaterów widziane z różnych perspektyw – każdą z relacji charakteryzuje i łączy jedno: podretuszowanie ich pigmentami czułej pamięci, w której przeszłość jawi się jako czas idylliczny, pełen pochopnych decyzji związanych z porywami serca, ale za to generujących szczęście i szczerość – coś, czego w późniejszych latach życia zabrakło. W wielu miejscach pojawia się stylizacja gwarowa, a także uperlenie świata przedstawionego elementami kultury zakopiańskiej, które doskonale podkreślają charakter narracji.

Malowanki na szkle stały się dla mnie wehikułem czasu – dzięki nim nie tylko podróżowałam między przeszłością a teraźniejszością, poznając losy bohaterów, ale też upajałam się wyobrażeniowym widokiem Tatr ukwieconych krokusami, śledziłam górskie wschody i zachody słońca, zachwycałam się tatrzańskimi szlakami i popijałam zimną wodę ze strumienia, po to, by parę chwil później zasiąść w ciepłym góralskim domu i w niepowtarzalnej atmosferze wysłuchać zwierzeń kobiet i mężczyzn, których życie wcale nie oszczędzało.

To jedna z tych książek, które choć posiadają historię, którą chciałoby się odkryć jak najszybciej, czyta się niespiesznie, by nic z niej nie uronić.

Mam ogromną nadzieję na kontynuację, koniecznie chcę wiedzieć, jak rozwinął się związek Joli i Jędrka, w którego pomyślność szczerze powiedziawszy… nie wierzę. Dlaczego – tego nie mogę zdradzić, by nie zdradzić Wam fabuły. Sądzę jednak, że relacje budowane w podobny sposób w jaki zrobili to bohaterowie, mają szansę przetrwać jedynie wtedy, gdy wiele ran zostanie przepracowanych, a nad związkiem tak samo mocno pracować będą dwie strony – będące ze sobą nie tylko ze względu na konieczność.

2 komentarze: